Mój syn powiedział mi kiedyś, jak jego kolega z klasy uczy się ortografii. Gdyby opowiedział mi to samo, mając 5 lat, pomyślałabym, że ponosi go dziecięca fantazja 😉 . Niestety tu miałam pewność, że mówi prawdę. Okazało się, że rodzice każą czytać temu chłopcu… słownik ortograficzny. Dwadzieścia minut dziennie.

Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to – „Boże, co to dziecko zrobiło, że jest tak surowo karane?”.

Patrząc na to ze strony rodziców, to jest to zaiste super pomysł na edukację syna. Nie trzeba się zbytnio wysilać – wystarczy rzucić mu mniej lub bardziej opasłe tomisko, kazać mu czytać długaśne rządki słówek przez tyle i tyle minut i ma się problem z głowy. Rodzicielski obowiązek dopilnowania nauki dziecka wykonany. Ciekawe, czy ten czas ślęczenia nad słownikiem mierzą mu z zegarkiem w ręku…

Bardzo mi szkoda tego chłopca. Nie dlatego, żeby miał jakieś trudności z ortografią, bo jest akurat jednym z najlepszych uczniów w klasie. Pod względem ocen szkolnych to uczeń wzorowy. Ale jaką on radość czerpie z nauki? Jaki ma stosunek do zdobywania nowej wiedzy? Jakie ma możliwości rozwijania swojej wyobraźni, poczucia humoru, kreatywności i umiejętności logicznego myślenia? Kompletnie żadnych. Dlatego mi go szkoda, bo jest to dziecko o dużym potencjale, który jest bezmyślnie marnowany.

Z takich właśnie uczniów wyrastają potem smutni, zgorzkniali intelektualiści, których wiedza może jest i duża, ale u których nie ma radości z codziennych, małych odkryć, nie ma żadnej pasji, nie ma entuzjazmu. Jest tylko wieczna frustracja. Dlaczego? Bo w dzieciństwie nauczono ich, że nie jest ważny proces nauki, że droga do osiągnięcia celu musi być nudna i żmudna, że liczy się tylko wynik. Ten chłopiec, gdy dostaje z kartkówki piątkę z minusem, to ma zepsuty humor, bo ktoś inny dostał całą piątkę… A gdy dorośnie i okaże się, że nie zajmie najlepszego stanowiska w pracy, bo ktoś inny mu je sprzątnie sprzed nosa? Gdy założy własną firmę i okaże się, że wokół jest mnóstwo równie dobrych, albo lepszych konkurentów? Tragedia. Dorośli, którzy są nastawieni jedynie na wynik, traktują życie jako wieczną walkę, a każde niepowodzenie jak głęboką porażkę.

A ja chcę, żeby moje dzieci cieszyły się życiem. By czerpały z niego radość garściami. By teraz nauka, a potem praca sprawiały im przyjemność. By miały w sobie chęć odkrywania i poznawania.

Czy nauka ortografii nadaje się do realizowania takiego celu? Jak najbardziej. Można uczyć się ortografii wykorzystując wyobraźnię, logiczne myślenie, poczucie humoru, kreatywność. Można uczyć się ortografii tarzając się ze śmiechu. O tym, jak to zrobić, napisałam w swoim najnowszym ebooku, który właśnie się ukazał – „ABC Mądrego Rodzica – Skuteczna nauka ortografii”. Znajdziesz tam wskazówki, jak sprawić, by dziecko polubiło ortografię, by zapamiętywało pisownię wyrazów nawet wtedy, gdy ma ogólne trudności z nauką. Zamieściłam w ebooku także mnóstwo przykładów różnych zabaw i ćwiczeń, które przy okazji ćwiczenia pisowni wpływają na ogólny rozwój dziecka – językowy i nie tylko. Tylko jeden rodzaj ćwiczeń skrzętnie i bezwzględnie pominęłam – dyktanda 😉 .

Nauka ortografii bez dyktand? To naprawdę możliwe!

Komentarze (3)

Jest to metoda, która wzbudza ostatnio coraz większe zainteresowanie i jeśli masz dziecko w wieku żłobkowo-przedszkolnym (lub młodsze), warto się z tą metodą zapoznać i rozważyć jej zastosowanie u siebie w domu. Wg Glenna Domana – twórcy tej metody, dzieci w wieku 0 – 5 lat są dużo bardziej inteligentne i pojętne, niż wielu ludzi przypuszcza. Ponieważ maluchy wykazują niezwykłą ciekawość świata, są bardzo otwarte na wszelkie nowości, bardzo chłonne i gotowe poznawać wszystkie tajniki otaczającej je rzeczywistości, można tę naturalną ciekawość wykorzystać i właśnie w najwcześniejszych latach życia zacząć uczyć dziecko czytania.

Co ciekawe, teorię tę zaczęto opracowywać w oparciu o wyniki osiągane przez dzieci chore, z poważnymi uszkodzeniami mózgu. Okazało się, że mimo niepełnej funkcjonalności tego narządu, dziecko jest w stanie nauczyć się czytać w bardzo wczesnym wieku. Zaczęto prowadzić dokładniejsze badania i później ten sam zaskakujący rezultat uzyskano również w przypadku dzieci zdrowych.

W metodzie Domana wykorzystuje się wycięte z kartonu paski wielkości 10x60cm. Na kartkach wypisane są pojedyncze słowa – dużymi literami, wyraźnym czerwonym drukiem o wysokości 8 cm. Karty te są pokazywane dziecku kilka razy dziennie, na parę sekund każda. Doman opisał w swoich pracach dokładny scenariusz kolejnych etapów nauki – ile kart, jaka częstotliwość lekcji”, jaka częstotliwość wymiany kart na nowe itd.

Dziecko można uczyć w ten sposób nawet wtedy, gdy nie ukończyło jeszcze pierwszego roku życia. Oczywiście w tym przypadku nie można spodziewać się natychmiast spektakularnych rezultatów, ale w dłuższym okresie czasu okazuje się to bardzo korzystne dla przyszłych osiągnięć dziecka. Najbardziej optymalny wiek na rozpoczęcie nauki czytania to 3 lata.

Dzięki temu, że dziecko szybciej opanowuje tę umiejętność, wzrasta jego poziom inteligencji i wiedzy ogólnej a także zasięg przyszłych zainteresowań.

Najważniejsze w tej metodzie jest to, by zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica nauka czytania była dobrą zabawą, a nie uciążliwym obowiązkiem. Stąd tak ważne jest, by towarzyszył temu zawsze dobry humor i uśmiech. Jeśli dziecko lub rodzic ma zły dzień, jest rozdrażnione lub chore, lepiej tę naukę przełożyć na bardziej odpowiedni czas. Poza tym nie jest to nauka w rozumieniu szkolnym, gdzie dziecku prezentuje się jakiś wycinek wiedzy, a potem sprawdza się jego umiejętności i ocenia. Jest to tylko zabawa, w której dziecko obcuje ze słowem pisanym (zaczynając od całych słów, poprzez wyrażenia aż po krótkie zdania), ale nie stawia się mu w tym czasie żadnych wymagań ani nie oczekuje konkretnych wyników w konkretnym czasie.

Jeśli chcesz poznać dokładnej szczegóły tej metody, to zajrzyj tutaj. Jest to artykuł, który znalazłam w internecie i opisuje on tę metodę w sposób rzetelny, a jednocześnie zwarty i treściwy. Co do książek, to pracę z dzieckiem metodą Domana (zarówno w nauce czytania, jak i matematyki) opisuje Katarzyna Rojkowska w „Naucz małe dziecko myśleć i czuć”. Również na moim blogu był już częściowo poruszany ten temat w komentarzach do wpisu Dzieci i czytanie. Jeśli jeszcze nie miałeś okazji się z nimi zapoznać, to zapraszam.

Jedno jest pewne – nauka czytania to niezwykle ważny element w edukacji dziecka i warto zrobić wszystko, by dziecko czytało swobodnie, sprawnie i by czytanie sprawiało mu dużą przyjemność.

Komentarze (12)

Nauka ortografii

kwiecień 1, 2007 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Inteligencja językowa

Nauka ortografii może być dla dziecka strasznie nudna, wyczerpująca i … zupełnie nieskuteczna. Jeśli rodzic lub nauczyciel każe dziecku wypisać w zeszycie 30 razy słowo „burza”, bo zrobiło w nim błąd np. na dyktandzie, to taka pisanina właściwie niczemu nie służy. No – może trochę – jeśli dziecko jest wzrokowcem. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy dziecko myśli o pisowni wyrazu, pisząc mechanicznie po raz dwudziesty dziewiąty to samo słowo? Na pewno nie. Myśli raczej o tym, że jest zmęczone, że boli je ręka i głowa, że jest już głodne, że chętnie wyszłoby na dwór lub zastanawia się, co robi jego ulubiony kolega Piotrek. A widziałam takie przypadki, gdy uczeń – mając prawidłowo napisane słowo jako wzór, napisał je ok. 10 razy poprawnie, a dalej to już po swojemu :-).

Ucząc swoje pociechy, unikajmy za wszelką cenę mechanicznych czynności, bo przynoszą one niewiele korzyści (jeśli w ogóle jakiekolwiek). Co najwyżej mogą zrazić dziecko do nauki, którą będzie postrzegać jako monotonną i nudną. A nauka wcale nie musi taka być.

Jak więc nauczyć poprawnej pisowni słów? Starajmy się w jak największym stopniu wykorzystać grę skojarzeń, wyobraźnię, humor, absurd, rymy, ruch, zmysły. Najlepiej zapamiętujemy nowe rzeczy wtedy, gdy tworzymy w swoim umyśle jakieś skojarzenia, a im są śmieszniejsze i bardziej nietypowe, tym lepiej. Nasz mózg szybko zapamiętuje coś, co jest zabawne, dziwne, co wzbudza jakieś emocje – najlepiej jeśli są to emocje pozytywne.

Jedną z metod nauki ortografii jest czytanie dziecku wierszyków, które uczą prawidłowych zasad pisowni poprzez wykorzystanie rymów i skojarzeń. Aby to zobrazować, ułożyłam sama przykładowe rymowanki – zapraszam Cię, byś zajrzał na stronę Wierszyki ortograficzne.

Znajdziesz tam na przykład „Rz po spółgłoskach”, „Pszenica, pszczoła”, „Końcówka arz” – są to typowe rymowanki, których zadaniem jest utrwalić konkretne zasady w umyśle dziecka poprzez wielokrotne czytanie wierszyka czy nawet nauczenie się go na pamięć. Ucząc malucha czegokolwiek na pamięć pamiętajmy o tym, że nie powinien to być żmudny obowiązek, ale przyjemna zabawa dla obojga (rodzica i dziecka). Można to osiągnąć, recytując wierszyk na różne sposoby: grubym głosem, cienkiem głosem, rapując, śpiewając, udając kogoś zdenerwowanego, zaciekawionego, zdołowanego, rozbawionego, recytując na przemian dziecko-rodzic (po jednej linijce, czy nawet po jednym słowie) – możliwości jest tu naprawdę wiele. Potem razem z dzieckiem wymyślcie inne przykłady słów, gdzie konkretna zasada jest widoczna.

W wierszykach „Morze”, „Kura”, „Żaba”, „Zboże, żyto, ryż”, „Burza” pokazałam, jak wykorzystać grę skojarzeń. Jeśli dziecko zapamięta z wierszyka skojarzenie, że kropka w „ż” przypomina ziarenko zboża, żyta czy ryżu, to znacznie łatwiej przyjdzie mu zapamiętać pisownię tych słów. Takich skojarzeń można tworzyć bez liku – ja podałam tu tylko kilka przykładów. Tworząc z dzieckiem skojarzenia, nie musimy oczywiście układać rymującego się wierszyka. Rymy wzmacniają efekt skuteczności, ale nie są niezbędne. Przykładowo – na podobnej zasadzie, dziecko może skojarzyć sobie pisownię wyrazu plaża (plaża jest pełna małych ziarenek piasku – a więc znowu skojarzenie z kropeczką). Warto, by dziecko takie skojarzenia czy wierszyki zilustrowało własnoręcznie namalowanym obrazkiem, który jeszcze bardziej utrwali konkretne skojarzenie.

Zachęć dziecko, by jak najczęściej samo tworzyło takie skojarzenia – a im będą bardziej nieoczekiwane, tym lepiej. Na początku będziesz pewnie musiał trochę dziecku pomóc, ale bardzo szybko jego bujna dziecięca wyobraźnia sama zacznie mu podsuwać pomocne skojarzenia.

Mam w planach stworzenie większej ilości takich wierszyków (o ile nie zabraknie mi weny twórczej :-)), jak również będę powracać w blogu do metod nauki ortografii, podając różne przykłady ćwiczeń i zabaw. Tymczasem zapraszam Ciebie i Twoje dziecko na pierwszą część Wierszyków ortograficznych. Warto również skorzystać z gotowych rozwiązań, oferowanych w książeczkach dla dzieci. Ze względu na prawa autorskie nie mogę w swoim serwisie zamieścić wierszyków zaczerpniętych z książek, ale proponuję zajrzeć np. do „Żubr żuł żuchwą żurawinę…” autorstwa Danuty Ludwiczak.

Aha – i jeszcze przy okazji – zapraszam na kolejną nowość w Słowniczku obrazkowym j. angielskiego. Są to wierszyki angielskie – Rhymes – do kategorii „Exotic animals”. W tygodniu dorzucę tam jeszcze polskie tłumaczenie dla tych, którzy w angielskim nie czują się zbyt mocni. Jak zwykle znajdziesz tam również nagranie z wymową.
Żubr żuł żuchwą żurawinę

Komentarze (8)

To i owo dla dzieci

styczeń 28, 2007 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Inteligencja językowa

Od tygodnia nic nie pisałam, ale to wcale nie znaczy, że próżnowałam :-).

Wręcz przeciwnie. Dodałam kilka stron, na które możesz zajrzeć ze swoim dzieckiem:

Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla swojego malucha.

bajka dla dzieci o nietoperzu

Komentarze (4)

Zabawy z rymami

styczeń 21, 2007 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Inteligencja językowa

Małe dzieci uwielbiają rymy. Są przyjemne w brzmieniu i łatwe do zapamiętania, często też oryginalne lub zabawne. Warto to wykorzystać, by rozwijać u malucha inteligencję językową. Zabawy z rymami pomogą dziecku zarówno w nauce mówienia (patrz: Rymowanki), jak i później w nauce czytania. Zabawy te przyczynią się również do wzbogacenia zasobu słownictwa małego człowieka oraz do zwiększenia jego swobody wypowiedzi.

Kilka przykładów zabaw z rymami znajdziesz (więcej…)

Komentarze (3)

Ponieważ jestem z wykształcenia anglistką, rodzice często pytają mnie, jak wcześnie należy rozpoczynać naukę angielskiego u dzieci. Wielu z nich umożliwia maluchom prawdziwy kontakt z językiem obcym dopiero w pierwszych latach szkoły podstawowej. A to duży błąd.

Dziecko powinno mieć bezpośredni i częsty kontakt z językiem (czy to angielskim, niemieckim, czy jakimkolwiek innym) JAK NAJWCZEŚNIEJ.

Jeden z moich znajomych był bardzo sceptyczny wobec takiego podejścia. Po co uczyć dziecko tak wcześnie, skoro i tak maluch niewiele z tego zapamięta lub zrozumie?

Jeśli czytałeś mój wpis na temat nauki czytania, to być może pamiętasz, że (więcej…)

Komentarze (7)

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że proste, nie wymagające intelektualnego wysiłku zabawy mogą wspaniale wspomagać rozwój umysłowy naszych dzieci. Szczególnie w pierwszych latach życia malucha nie jest rodzicom potrzebna ani specjalistyczna wiedza z przedmiotów ścisłych, ani żadne szczególne talenty językowe, by dać dziecku bardzo dobre podstawy pod dalszą naukę języka ojczystego czy matematyki. Nawet jeżeli nigdy nie byłeś orłem w szkole, to dbając o tę wczesną edukację swojej pociechy, do której masz jak najbardziej wystarczające kwalifikacje, sprawisz, że Twoje dziecko nie będzie miało później problemów z nauką.

Przykładem takich niepozornych, ale bardzo kształcących zabaw są wierszyki i rymowanki. Zobacz, jak wiele KORZYŚCI daje recytowanie rymowanek – dziecku lub razem z dzieckiem: (więcej…)

Komentarze (1)

Dzieci i czytanie

grudzień 1, 2006 | Opublikowany przez Jolanta Gajda w Inteligencja językowa

Dlaczego współczesne dzieci czytają tak mało i niechętnie? Przecież pamiętam jeszcze czasy (choć było to hm… daaawno temu ;)), jak leżałam późno w nocy z latarką pod kołdrą, zanurzona w jakiejś fascynującej lekturze… Gdyby mama mnie wtedy zobaczyła – oj, dostałoby mi się :).

A teraz? Owszem, dzieciaki siedzą wieczorami, ale… przed komputerem albo telewizorem. Rodzice często przymykają na to oczy, bo w domu panuje spokój i sami mają dzięki temu trochę wytchnienia. Albo też nie reagują, bo nie mają siły walczyć z podrastającym synem czy córką.

Tymczasem wszystko jest kwestią tego, CZY i JAK WCZEŚNIE ukształtujesz w dziecku zamiłowanie do książek. Jeśli popracujesz nad tym w pierwszych latach życia malucha, to potem nie będziesz musiał go do książek gonić, ani też siłą odciągać od monitora komputera czy ekranu telewizora.

Ciekawa jestem, co byś odpowiedział na takie pytanie:

Kiedy rozpoczyna się nauka czytania? (więcej…)

Komentarze (14)