Opinie naszych użytkowników

Pragnę serdecznie podziękować za wspaniałe pomysły i ciekawe materiały z których korzystam już od jakiegoś czasu w pracy z dziećmi. Wasza strona jest po prostu fantastyczna(...)
Agnieszka K.

Wczoraj byłam bezradna jak pomóc mojemu dziecku w nauce tabliczki mnożenia. A dzisiaj jestem szczęśliwa, że dzięki Pani pomocy, mojemu dziecku udało się ruszyć z miejsca.
Beata z Łodzi

Bardzo często korzystam z serwisu SuperKid.pl... Jest świetny, kapitalny, rozwija wyobraźnię, kreuje osobowość, rozwija zainteresowania :) Dziękuję.
Elżbieta J., mama i nauczycielka

Czytaj inne opinie »

W 2020 r. SuperKid.pl otrzymał
NAGRODĘ GŁÓWNĄ
w konkursie
ŚWIAT PRZYJAZNY DZIECKU,
w kategorii: Internet.
Organizatorem konkursu jest:
Komitet Ochrony Praw Dziecka.

Trzeba pozwolić dziecku żyć

Sebastiana poznałam stosunkowo niedawno. Wzbudził moje żywe zainteresowanie, bo - choć jest jeszcze bardzo młody - mógłby już spokojnie przejść na emeryturę :) A dlaczego? Bo osiągnął już pełną niezależność finansową. Jest człowiekiem bardzo przedsiębiorczym, realizuje mnóstwo projektów, ciągle szuka nowych wyzwań. Więcej o nim samym można przeczytać na jego prywatnej stronie www.schabowski.pl.

A ja, z racji swoich zainteresowań, pokusiłam się o wywiad z jego mamą. :) No bo jak to właściwie jest, że niektóre dzieci, osiągając pełnoletność, są zupełnie niezaradne życiowo i nie potrafią się odnaleźć w dość trudnych warunkach ekonomicznych, w jakich nam przyszło żyć, a inne - osiągają wspaniałe sukcesy, zanim jeszcze na dobre wkroczą w dorosłość...
Zapraszam Cię do kolejnego wywiadu z cyklu "Jak wychować człowieka sukcesu".

rozmowa z Danutą Schabowską
rozmawia: Jolanta Gajda

JG: Pani Danuto, miałam przyjemność uczestniczyć niedawno w szkoleniu „Seminarium Rozwoju Osobistego”, które prowadził Pani syn Sebastian. Ukończył dopiero dwadzieścia parę lat, a już ma na swoim koncie takie doświadczenia i osiągnięcia, które pozwalają mu dawać przykład innym i pokazywać drogę do sukcesu – finansowego i osobistego. Pani również przysłuchiwała się temu szkoleniu. Syn przemawiał do dużej grupy osób, często starszych od niego, które przyjechały do Warszawy specjalnie po to, by go posłuchać i coś zmienić w swoim życiu. Jakie to było dla Pani – jako matki – doświadczenie?

DS: Podczas bezpośrednich przygotowań do Seminarium, których byłam świadkiem, a także w czasie jego trwania, miałam świadomość, że właśnie spełnia się kolejne marzenie Sebastiana. W mojej pamięci to spotkanie zawsze będzie kojarzone z rozmową na skype, po pięciu miesiącach pobytu syna w Stanach, którą rozpoczął... tak jak zwykle: „Wiecie, na jaki pomysł wpadłem? Przyjadę na dwa tygodnie do Polski, we wrześniu albo w październiku, i zrobię szkolenie w Warszawie”. Po czym przez kilka miesięcy zajmował się innymi sprawami i nawet nie wiedziałam, czy pamięta o tym...

Wracając do Seminarium, rzeczywiście uczestniczyło w nim wiele osób starszych od niego. Widziałam, że niektóre z nich nawet coś notowały... Przyznam, że zrobiło to na mnie pewne wrażenie, chociaż... nie powinno. W końcu ja też wiele nauczyłam się od niego, a mogę się nauczyć jeszcze więcej.

JG: Zdumiewa mnie ta postawa otwartości wobec nauk syna, bo przeważnie to rodzic dąży do tego, by stale pouczać swoje dziecko – nawet gdy żyje ono już własnym, dorosłym życiem. Nie ma Pani czasem ochoty powiedzieć „Coś Ty sobie ubzdurał?” albo „Daj spokój, to głupi pomysł”?

DS: Nie w ten sposób, chociaż nie każdy pomysł od razu budzi podziw. Bywa, że wywołuje reakcję zabarwioną sceptycyzmem; przecież zweryfikuje go dopiero rzeczywistość, której ja nie znam... Takich, różnego rodzaju, konsultacji jest bardzo wiele. Nowa inicjatywa, czasem tylko jakiś szczegół, często wywołują krótką dyskusję, rzadziej natychmiastową aprobatę. Sebastian oczekuje ode mnie opinii, komentarzy. Czasem je bierze pod uwagę, a czasem nie. To nie ma wpływu na nasze relacje. Decyzje zawsze podejmuje sam.

Gdybym, pod wpływem chwilowych emocji, reagowała w sposób obraźliwy i pozbawiony elementarnego szacunku dla dziecka, prawdopodobnie od dawna miałabym spokój (i nie tylko ja) z jakimikolwiek pomysłami.

Tu nie chodzi o całkowity brak krytycyzmu, ale o to, żeby, prawie dosłownie, „nie wylewać dziecka z kąpielą”. Wszelkie komentowanie, a nawet krytykowanie, staram się łączyć z akceptacją kreatywności i zrozumieniem (co czasem znaczy: wyrozumiałością) dla kolejnego etapu rozwoju. Ostatnio zaczynam rozumieć, że powinnam dodać jeszcze akceptację pewnego ryzyka, co przychodzi mi trudniej. Nie mam za to problemu z zachowaniem bezwarunkowej miłości do syna i serdecznej więzi z nim.

Sebastian zawsze spontanicznie dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniem, a ponieważ nasze zainteresowania nie były identyczne, chętnie korzystałam z jego pomocy, jeszcze jako dziecka i później, w niektórych sprawach dotyczących nowoczesnych technologii, począwszy od telefonów komórkowych, rachunków bankowych online itp..

W najbliższym czasie chciałabym za jego pośrednictwem przyswoić sobie praktyczne umiejętności w dziedzinie e-biznesu, które - jak sądzę – są mi w tej chwili najbardziej potrzebne.

JG: W wywiadzie, który przeprowadziłam z Sebastianem dla celów publikacji „E-biznes jako sposób na sukces” Pani syn powiedział: „Jeśli chodzi o nawyk działania i rozwoju - zaczęło się od tego, jak byłem traktowany przez rodziców. Gdy miałem jakiś pomysł, problem lub byłem ciekaw i pytałem o różne rzeczy, spotkałem się z wielkim wsparciem, empatią, rozmową, partnerskim traktowaniem, czytaniem dobrych książek "na dobranoc" itd. Dzięki temu, przy lekkiej "asyście" ze strony rodziców, doprowadziłem do sukcesu wiele z moich bardzo wczesnych pomysłów. Łatwo w takich okolicznościach uwierzyłem, że jeśli coś wymyślę, to pewnie mogę to zrealizować.” Czy takie wspieranie dziecka przychodziło Pani z łatwością, czy raczej wymagało przełamywania jakichś lęków czy barier?

DS: Wszystkie formy wspierania rozwoju, które wymienił Sebastian, były dla mnie naturalne. Wynikało to trochę z moich predyspozycji, a trochę z wiedzy i przekonania, że to jest słuszna metoda, choć bardzo wymagająca. Od wczesnej młodości interesowałam się psychologią i miałam już pewien zasób uwewnętrznionej wiedzy, między innymi na tematy związane z rozwojem i funkcjonowaniem osobowości, a także relacji z otoczeniem, szczególnie komunikacji międzyludzkiej. To pozwalało mi na wykorzystanie jej nawet w odruchowych reakcjach. Później, już ze względu na Sebastiana, powróciło moje zainteresowanie psychologią, zwłaszcza rozwojową, choć nie tylko. Tak że nie było, w związku z tym wspieraniem, lęków ani barier – raczej pełne zaangażowanie, czyli...pasja. Poza tym – wspaniałe doświadczenie; radość w oczach dziecka i radość z obserwowanego rozwoju.

Uzupełnię jeszcze przykłady podane przez Sebastiana jego ulubionymi rozmowami „na dobranoc” w pewnym okresie życia. Wieczorami, żeby go uśpić, kładłam się obok niego (to było już trochę lepsze – dla mnie też – niż wcześniejsze noszenie na rękach!). Usypianie nieraz się znacznie przedłużało (obydwoje jesteśmy „sowami”), bo dziecko miało sporo pytań, potrzebowało uporządkować myśli, wrażenia, refleksje. Czułam, że było to bardzo ważne dla jego wielostronnego rozwoju.

Na czym polegała „asysta”... Rzeczywiście, Sebastian zawsze miał jakąś aktualną pasję. Zawsze był cały w tym, czym się interesował i co robił. Wymyślał sobie zadania związane ze swoją pasją. Niektóre z nich potrafił samodzielnie doprowadzić do końca. Zdarzało się jednak, że napotykał na „opór materii” - brak niezbędnych przedmiotów, narzędzi, materiałów, bezpośredniej pomocy lub pieniędzy. Wtedy prosił o pomoc i, nie zawsze natychmiast, ale w końcu ją otrzymywał.

Pamiętam, że jednym z pierwszych poważnych zainteresowań Sebastiana, poza sztuką iluzji, był survival. Wszędzie, gdzie z nami był, szukał książek z tej dziedziny i szybko je pochłaniał. To trwało dosyć długo i nie skończyło się na czytaniu. Rezultatem lektury było marzenie o skompletowaniu całego ekwipunku prawdziwego podróżnika. Energicznie, różnymi sposobami, gromadził akcesoria godne uczestnika wyprawy w warunkach ekstremalnych (lub ich odpowiedniki, identyczne z naturalnymi...). Najtrudniej było z folią NRC (nie do podrobienia), która miała chłodzić lub ogrzewać, zależnie od potrzeb. Odwiedziliśmy kilka sklepów sportowych, zanim udało nam się kupić folię o wymaganych parametrach... w aptece. Dopiero wtedy zaczął się okres stosowania zdobytej wiedzy do wymarzonych zabaw.

Takie i inne sytuacje wzmacniały w nim doświadczenie skuteczności w działaniu i wiarę w możliwość osiągania sukcesu.

JG: A jak Pani postrzega rolę szkoły w kształtowaniu osobowości syna? Raczej pomagała, czy raczej przeszkadzała? A może nie miała żadnego wpływu? Wiem, że jest Pani zawodowo związana ze szkolnictwem, więc tym bardziej mnie to ciekawi - jak Pani ocenia rolę tradycyjnej edukacji szkolnej w rozwoju przedsiębiorczości u dziecka?

DS: Jeśli chodzi o Sebastiana, to ma on taką właściwość, że w każdej sytuacji potrafi, z jednej strony, znaleźć coś dla siebie, a z drugiej – znaleźć okazję, żeby coś z siebie dać. Dlatego jestem pewna, że również szkoła była dla niego źródłem różnorodnych (nie zawsze uświadomionych) bodźców rozwojowych. Nie zauważyłam, w każdym razie, żeby w czymkolwiek przeszkadzała.

W edukacji szkolnej przedsiębiorczość istnieje jako temat, wybór zagadnień, wreszcie przedmiot. Wiem, że są organizowane olimpiady wiedzy ekonomicznej czy przedsiębiorczości dla szkół podstawowych, w gimnazjach, w ramach zajęć z WOS, uczniowie wymyślają i zakładają firmy, które mają odpowiadać na potrzeby środowiska, śledzą losy spółek na giełdzie. W liceach ogólnokształcących jest „przedsiębiorczość”, którą Sebastian był żywo zainteresowany. Autor podręcznika do tego przedmiotu, Marek Belka, ówczesny premier, był dla syna ekonomicznym autorytetem. Stał się nawet pewnym życiowym drogowskazem, ponieważ podziw budziła jego edukacyjna droga - studia na zachodnich uniwersytetach i doskonała znajomość angielskiego.

Owocem tej fascynacji przedsiębiorczością był udział Sebastiana w ogólnopolskim konkursie o giełdzie. Na dwóch stronach formatu A4 zamieścił swoje uwagi na temat korzyści i zagrożeń towarzyszących transakcjom giełdowym. Jego spostrzeżenia pochodziły z autopsji, bo właśnie wtedy stawiał pierwsze kroki na giełdowym parkiecie. Sebastian często podkreślał w rozmowach, że dzięki wiedzy ekonomicznej można uniknąć wielu nietrafnych decyzji, które wpływały i wpływają na jakość życia naszego społeczeństwa.

JG: Wspominała Pani, że Sebastian ciągle miał jakieś pasje, które aktywnie realizował. Kierował nim pęd do działania i do rozwoju. Często, obserwując ludzi sukcesu, widzimy właśnie tę stronę medalu – aktywność, energię, przedsiębiorczość, przy tym trochę szczęścia. A jednak przecież każdy człowiek ma chwile zwątpienia, czy słabości. Jak to było u Pani syna? I jak Pani na to reagowała?

DS: Oczywiście, aktywność Sebastiana nie utrzymywała się zawsze na tym samym poziomie, raczej miała swoją charakterystyczną dynamikę. Zwykle widoczne i przewidywalne były dłuższe okresy działania i krótsze fazy demobilizacji i rozluźnienia. Te drugie często oznaczały zanikanie jednej pasji przed pojawieniem się następnej. Taki, względnie regularny, cykl obserwuję aż dotąd. Zwykle przyjmowałam to jako rzecz zupełnie naturalną, a nawet pożądaną. Wyhamowanie tempa życia, na jakiś czas, pozwalało mu najzwyczajniej zregenerować się po wcześniejszym wysiłku i zebrać siły do następnego.

Rozwój to proces bardzo złożony i nie sprowadza się do samego działania. Dlatego trzeba pozwolić dziecku żyć. I to nie tylko wtedy, kiedy rozpiera je energia, ale i wtedy, gdy z jakichś powodów opadają mu skrzydła. Może mieć chwile słabości, spadku energii, kondycji, woli, a nawet tej, zwykle mocnej, wewnętrznej motywacji. Co więcej, nie powinno nas zbytnio martwić wrażenie chwilowego regresu u dziecka. Jest takie – pozornie wewnętrznie sprzeczne – określenie Kazimierza Dąbrowskiego „dezintegracja pozytywna”, które oznacza pewien mechanizm rozwojowy. Polega on – w dużym uproszczeniu – na mniejszym lub większym rozluźnieniu struktury osobowości, po którym następuje jej ponowna integracja, ale już na wyższym poziomie. A więc, takie zjawiska nie tylko nie szkodzą rozwojowi dziecka, ale mają nawet charakter rozwojowy.

JG: Życzmy więc rodzicom, by umieli spojrzeć na rozwój dziecka z szerszej perspektywy - by potrafili zaakceptować okresowy spadek energii czy motywacji, który jest nieodłącznym elementem rozwoju każdego człowieka. Dziękuję Pani za rozmowę.

Zobacz również:

SuperKid.pl on Facebook